aaa4
Dołączył: 05 Paź 2016
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 12:52, 22 Lip 2017 Temat postu: jola |
|
|
Przez cztery dni ocalalych z pogromu mieszkancow Wilzynskiej Doliny nie niepokoil nikt, procz zdziczalych psow i gawronow. Te ostatnie przypatrywaly sie wysilkom ludzi z koron okolicznych topol, pokrzykujac przesmiewcze i wrednie. Wiesniaczki zas zgodnie uznaly, ze wiedzma musiala sie opic szaleju, albo wloczega po panskich dworach do reszty pomieszala jej w glowie. Jednak nie zdradzaly sie przed Babunia Jagodka ani z owymi przemysleniami, ani z przerazeniem, kiedy jednym machnieciem reki zwalala potezna sosne i ociosywala ja z konarow. Nie pytaly tez, skad nagle w zgliszczach Wilzynskiej wioski pojawily sie cztery zaprzegi wolow i para dorodnych bulanych konikow, ktorymi sciagano bale z poreby. Dosc, ze chalupy rosly jak drozdzowe baby, a powietrze wokol Babuni Jagodki az trzeszczalo od magii.Ostatecznie grasanci byli daleko, a wiedzma blisko.
Po cichu liczyly, ze skoro w calej Wilzynskiej Dolinie nie zostalo juz nic zrabowania, dezerterzy nie beda mieli powodu, by walesac sie po okolicy.
I, jak to zwykle w podobnych razach bywa, przeliczyly sie niezmiernie. Lupiezcy podciagneli pod wioske ciszkiem i popod wieczor, kiedy ogniska cmily sie leniwie, a objedzone wiedzmimi zapasami dzieci ukladaly sie do snu w ruinach spladrowanego kosciolka, ktory obrocono na wspolna siedzibe.
Wiedzma podniosla glowe znad obgryzanego kurzecego udka i ponad dymem z suchych lisci wietrzyla chwile jak posokowiec. Potem odrzucila kosc w ogien, a plomienie natychmiast chwycily ja, zlizaly resztki tluszczu i znow przygasly.
-Uciekajcie! - rzucila krotko.
Wystraszone kobiety jely sie podrywac kolejno, rozpierzchac miedzy resztkami popalonych sadyb i jasnymi zrebami nowych budowli, az wreszcie przy ogniu nie zostal nikt, procz Babuni Jagodki, drobnej i przykurczonej w swoim ciemnym plaszczu i chustce w czerwone roze. Grzala nad ogniskiem pokrzywione artretyzmem palce i mamrotala cos do siebie po cichu, kiedy grasanci jechali glowna ulica wilzynskiej wioski pomiedzy kadlubkami chalup. Wiatr przycichl, gawrony przylgnely w koronach drzew, obdartych juz jesienna zawierucha z listowia. Tylko konie stukaly kopytami po zamarznietej grudzie i parskaly niespokojnie.
Wiedzma zerwala leszczynowy pret i zakreslila nim krag nad ogniskiem. Liscie zwinely sie i ulecialy ku gorze, a przygasajace polana buchnely rzesistym swiatlem. Przymruzyla slepia, zolte i rozjarzone od magii, gdyz grasanci zaczynali juz wjezdzac na wioskowy plac. Prowadzil ich rosly chlop, z geby jeszcze niestary, ale w jego brodzie, zwajeckim zwyczajem splecionej w dwa warkocze, widac bylo pasma siwizny. Stroj mial zbytkowny, kolpaczek z czerwonego sukna obszyly rysim futrem i ozdobiony zapinka z rubinem wielkim jak golebie jaje; zlote guzy u jego kubraka wiecej byly warte nizli caly folwark wladyki wraz z przyleglosciami. Jechal smiele, nie rozgladajac sie zanadto na boki, a wierzchowiec, wspanialy turznianski siwek, potrzasal grzywa, jak na wesele przystrojona szkarlatnymi wstazkami.
Tuz za nimi ciagneli nastepni, zgrabnym komunikiem i czujniejsi krzyne,
Post został pochwalony 0 razy
|
|